Od imprezy, którą urządził Mistrz na cześć powrotu Arana minął tydzień. Tajemniczy Mag dość szybko zaklimatyzował się w Magnolii, jak i w Gildii. Choć, następnego dnia po zabawie zniknął na trzy dni, uprzednio biorąc ze sobą ponad dwanaście dosyć trudnych zleceń. Były jednak dobrze płatne, a to o pieniądze najbardziej Carterowi chodziło. W końcu wydał wszystko na remont Siedziby Wróżek, więc został praktycznie na lodzie.
Powrót po tylu latach do rodzinnego miasta musiał być niesamowitym przeżyciem. Tak przynajmniej myślała Lucy, która właśnie opuszczała swój dom. Dla jej nowego przyjaciela było to rozpoczęcie wszystkiego od nowa, a z pewnością pierwszą rzeczą z listy, którą miał do zrobienia musiało być zapewnienie sobie dachu nad głową.
W oczach Heartfilli blondyn nie był takim lekkoduchem jak Natsu, przynajmniej takie odniosła wrażenie. Choć nie widziała go od siedmiu dni, śmiało mogła stwierdzić, że Aran jako jedyny członek Fairy Tail kojarzy się jej z Erzą. Poukładany, spokojny facet, na którym zawsze można polegać. Jednak jak każdy w tej gildii, na swój sposób zwariowany. Gwiezdny Mag na szczęście się już do tego przyzwyczaił…
Dzisiaj Lucy musiała wstać znacznie wcześniej niż zwykle. Razem z Wendy przyjęły dość proste zadanie, polegające na obsługiwaniu klientów w jednej z kawiarenek. Praca niezbyt trudna, a w miarę dobrze płatna.
Brązowooka pewnie zmierzała w stronę umówionego z dziewczynką miejsca spotkania, aby razem udać się do lokalu. Zabójczyni Smoków już na nią czekała.
− Przepraszam! Długo już czekasz? – spytała blondynka
− Nie! – odparła uprzejmie – Dopiero co przyszłam! Możemy iść, prawda?
Heartfilia skinęła głową, lecz zauważyła, że jej młodsza przyjaciółka jest lekko poddenerwowana, ale stwierdziła, iż nie będzie jej teraz o to pytać. Tak więc z uśmiechem na ustach ruszyły w stronę kawiarni. Blondynka na miejscu przekona się, skąd u Wendy ten stres…
− Mamy się przebrać w to?! – krzyknęła brązowowłosa, cała się czerwieniąc.
− Też mi się to nie podoba, ale Pani Mirajane coś mi wczoraj o tym wspomniała… − jęknęła Marvell.
Całe to zamieszanie spowodowało to, że miejsce w którym miały pracować okazało się… kawiarnią, w której kelnerki ubrane są w czarno białe stroje służących, które oczywiście odkrywały więcej, niż zakrywały. Dodatkowo pracownice miały zachowywać się jak prawdziwe służki…
− Przynajmniej wiem już, dlaczego tak dużo tu płacą.. – westchnęła Lucy i niechętnie sięgnęła po przygotowany dla niej strój, jednocześnie wspominając sobie jej pierwszą wspólną misję z Natsu – Wendy, jeśli nie chcesz, nie musisz się zmuszać… − zwróciła się do przyjaciółki – Sama sobie poradzę!
− Nie! Nie mogę cię teraz samej zostawić! – zawołała z pasją i również sięgnęła po swój kostium – Damy radę!
Tak też Wróżki na cały dzień stały się służącymi. Na szczęście, właścicielka tego miejsca okazała się być miłą osobą, przez co panie nie miały kłopotów z powodu swojej słabej gry aktorskiej. Razem z nimi, było tu sześć kobiet.
Problemy przyszły z kolei niedługo po otwarciu. Jak można było się spodziewać, lokal ten cieszył się dość sporą popularnością wśród męskiej części społeczeństwa Magnolii. Płeć piękna również się tu pojawiała, aczkolwiek zdarzało się zdecydowanie rzadziej. Lucy dość szybko przekonała się, że większość panów nie przychodzi tu, aby coś zjeść czy się napić. Ich cel był tylko jeden i był on bardzo… nieprzyzwoity.
− Przysięgam, jeśli jeszcze raz ktoś będzie gapił mi się na cycki, to poleje się krew!! – wrzasnęła blondynka i zacisnęła pięść.
Dziewczyny miały teraz krótką przerwę. Odpoczywały w specjalnie przygotowanym do tego pokoju, z którego doskonale można było obserwować wszystkich gości.
− Jak tak można! – przytaknęła jej Wendy, lecz nie było to do końca szczere, gdyż czuła, że delikatnie zżera ją zazdrość – Liczy się tylko rozmiar, prawda..? – pomyślała na głos.
− Mówiłaś coś? – brązowooka nie dosłyszała.
− NIE! Nic, a nic! – krzyknęła i spaliła buraka.
− Tak w ogóle to zastanawia mnie jeden klient – Gwiezdny Mag zmienił temat i wskazał na mężczyznę siedzącego w rogu kawiarni, czytał gazetę – Siedzi tu od samego rana, a jedyne co zamówił, to filiżanka herbaty…
− Może to też podglądacz?
− Nie wydaję mi się.. – westchnęła – Miał już wiele okazji, z ani jednej nie skorzystał!
− Trochę dziwnie to zabrzmiało – Zabójczyni powiedziała sama do siebie.
− No nic! Wracajmy do pracy! – zawołała blondynka i nie zwracają uwagi na docinkę dziewczyny, wyszła z pokoju.
− Czy mi się zdaje, czy teraz jesteś w to mocno zaangażowana? – spytała i z lekką rezygnacją podążyła za nią.
Godziny mijały, ludzi w lokalu raz było więcej, raz mniej, jednak z pewnością pracy nie brakowało. Lucy skupiła się trochę bardziej na tym kliencie o którym mówiła, co i rusz na niego zerkając. Przy okazji też rozlewała gorące napoje na panów, którzy nie byli zbyt dyskretni. Oczywiście nie robiła tego cały czas, ale to przecież przez brak doświadczenia, co nie? Brązowooka pomyślała nawet, że zabawnie byłoby, gdyby była tu Erza. Od razu też wyobraziła sobie, co spotykałoby tych wszystkich nieszczęśników…
Wendy z kolei nie miała takich problemów i solidnie wykonywała swoją robotę, choć powoli zaczynała odczuwać zmęczenie. Coraz częściej zerkała na zegar wiszący na ścianie, odliczając godziny pozostałe do zakończenia ich zlecenia.
Wszystko jednak pokrzyżowało wejście do kawiarni kilku podejrzanie wyglądających typów…
− Witamy panów w..! – Marvell chciała ich przywitać, lecz jeden z nich przerwał jej uderzając ją mocno w twarz.
− To ostatnia taka kawiarnia na liście, szefie! – krzyknął oprych.
− Naprawdę? To świetnie… − odparł lider i groźnie się uśmiechnął – Chciałbym wszystkich prosić o opuszczenie lokalu! Z wyjątkiem pracowników! – rozkazał.
Przerażeni goście natychmiast wybiegli z budynku, zostawiając dziewczyny i właścicielkę w dość niebezpiecznej sytuacji. Lucy zostawiła Klucze w swoim ubraniu, a Zabójczyni Smoków była trzymana przez dwóch bandziorów.
− Czego chcecie?! – zapytała Heartfilia.
− To chyba oczywiste paniusiu! Was! – krzyknął jakiś zbir.
− Ej, ten tutaj chyba jest głuchy! – wtrącił się kolejny facet.
Brązowooka obejrzała się w jego stronę. Ogarnęła ją delikatna radość, bowiem stał on przy kliencie, który od rana czytał jedną gazetę. Szef tej zgrai natychmiast do niego podszedł.
− Chyba trzeba dać tu komuś lekcję wychowania! – wrzasnął i wyrwał mu lekturę.
Tajemniczy mężczyzna okazał się być przystojnym blondynem o niebieskich oczach. Ubrany był w ciemne spodnie i kurtkę, oraz białą koszulkę. Mimo to, Gwiezdny Mag natychmiast poznał, kim była ta osoba.
− Aran?!
Carter tylko się uśmiechnął i puścił jej oko, a potem pstryknął palcami. Wokół budynku momentalnie powstała błękitna, ledwo widoczna bariera. Sam Mag powoli się podniósł…
− Długo kazaliście mi na siebie czekać.. – zaczął – Aż ostygła mi herbata…
− Kim jesteś? – spytał szef, zaczynając coraz bardziej się pocić.
− Ja? Przypadkowym klientem tej kawiarni, który przypadkowo okazał się być Magiem Fairy Tail, który jeszcze bardziej przypadkowo wpadł na to! – wyjaśnił i pokazał mu list gończy.
− Myślisz, że dasz nam radę?! – lider bandy głośno krzyknął i ruszył do ataku.
− Rany… − westchnął i włożył ręce do kieszeni.
Bandzior był metr od niego, gdy niespodziewanie został odrzucony w tył przez jakąś niewidzialną siłę. Wszyscy zgromadzeni zaczęli na siebie patrzeć, zastanawiając się co to było. Lecz Lucy wiedziała, tak samo Wendy. Była to niezwykle słaba fala uderzeniowa.
− Natychmiast ją puśćcie – rozkazał Aran, patrząc na zbirów trzymających dziewczynkę.
− Bo co?!
Niebieskooki popatrzył na nich chłodno, a zaraz po tym obydwoje zostali posłani na ścianę za nimi. Marvell upadła na podłogę, lecz szybko się pozbierała i stanęła obok Lucy.
− To jak, poddajecie się?
− Nigdy! – zgraja odpowiedziała chórem i rzuciła się do ataku…
Jakiś czas później, Siedziba Gildii.
− Siedziałeś tam cały dzień, czekając tylko na tych kretynów? – spytała Heartfilia.
− Powiedzmy, że tak – odparł spokojnie Carter – Nie myślałem jednak, że was spotkam!
− Cóż, tak wyszło… − westchnęła Zabójczyni.
− Dzięki wam nie nudziłem się aż tak bardzo! – zaśmiał się blondyn – Lucy, świetnie wyglądałaś w tym stroju! – dodał.
− Czyli jednak… podglądałeś?! – wrzasnęła.
− Oczywiście, że nie! Po prostu trudno nie zauważyć, jak dziewczyna z twoimi wymiarami zakłada tak skąpy strój! – mówiąc to lekko się zarumienił.
− Kłamiesz!
W końcu wywiązała się między nimi drobna sprzeczka, którą próbowała załagodzić Wendy. Całym zajściem zainteresowała się też Erza.
− Czemu się kłócicie? – spytała, stając przy stoliku przy którym siedziała trójka przyjaciół.
− Lucy oskarża mnie o podglądanie.. – jęknął niebieskooki – Ja naprawdę polowałem na tych gości! Zresztą spójrz! – zawołał i z zewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął coś, co przypominało zdjęcia.
Scarlet szybko wszystko obejrzała, lecz przy ostatnich fotografiach lekko się zaczerwieniła.
− Nie wiedziałam, że masz takie upodobania – zwróciła się do Heartfili – Szkoda, że mnie nie zabrałyście, mogłoby być zabawnie! – dodała i z uśmiechem na twarzy odeszła.
Gwiezdny Mag nie przejął się zbyt słowami Tytani, była ona teraz całkowicie poza kręgiem jej zainteresowania. Teraz liczyło się tylko to, co Aran trzymał w dłoni.
− Co.. co to jest?! – wrzasnęła blondynka i wyrwała mu kartki.
Wystarczy powiedzieć, że z każdym obejrzanym obrazem, Lucy robiła się coraz bardziej czerwona i zła. Niektóre zdjęcia były naprawdę zawstydzające. Co ciekawe, blondynka nie miała pojęcia, jak on je zrobił. Parę ujęć zostało wykonanych tak, że to nie możliwe, aby tego nie widziała.
− Widzisz.. to nie do końca tak jak myślisz! – próbował bronić się Carter, ale nie wiele to pomogło.
Heartfilia była już na granicy wytrzymałości, dlatego złapała jedną z fotografii tak, jakby miała ją zaraz podrzeć. Powstrzymało ją od tego niespodziewane pojawienie się Miry.
− Oh! Widzę, że oglądasz zdjęcia, o które poprosiłam Arana! – powiedziała miło i szybkim ruchem wszystkie zabrała.
− Po co ci one? – spytała dotychczas milcząca Wendy, widząc że Lucy całkowicie się załamała.
− Do albumu pamiątkowego! – odparła i wróciła za ladę.
− Ta gildia nigdy się nie zmieni… − westchnęła brązowooka i opadła na stół.
− I właśnie z to ją kochamy, prawda? – wtrącił Aran.
− Taa, chyba tak! – odpowiedziała blondynka i szeroko się uśmiechnęła.
Carter zapomniał jednak wspomnieć, że zrobił kilka kopii tych zdjęć, ale… czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal!
Po bardzo długiej przerwie, zachęcony waszym zainteresowaniem, oto jest kolejny rozdział tej przygody! Liczę, że się wam spodoba :)
Nie jest on może jakiś długi, ale muszę się wdrożyć w ponowne pisanie o FT, mam nadzieję, że mi to wybaczycie!
Jeśli ktoś to przeczyta, niech pozostawi po sobie ślad w postaci komentarza, dzięki czemu będę miał motywację do dalszej pracy!
A tym czasem myślę, że powoli zacznę brać się za kolejny rozdział mojego drugiego opowiadania...
Pozdrawiam!